Znajdowanie nie jest efektem końcowym szukania. Szukając, de facto, co i raz się znajduje. A potem znów się szuka, równocześnie znajdując. Tyle, że nie zawsze to, co było zamierzone, to, co było wyznaczonym celem poszukiwań. On jest po prostu potrzebny do tego, żeby wyruszyć – w powtarzalną cyklicznie, choć zarazem nieustannie podlegającą fluktuacjom (bo znajdujemy ciągle coś nowego, innego), nieskończoność.
Przyzwyczajenia: niewidzialne szyby, ściany, które stawiamy tu i ówdzie, a potem (z zaskoczeniem i wzburzeniem) mówimy: „Przecież tędy nie da się przejść!”. I potrzebujemy chwili, i to niejednej, żeby zrozumieć, dlaczego tak jest.
Nieważne, na co patrzysz – ważne, co widzisz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz