“Faust:
- Więc kimże w końcu jesteś?
Mefistofeles:
- Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro.”
J. W. Goethe „Faust”
Śmierć nie jest końcem. Żeby nim była, musiałaby uśmiercić samą siebie, aby koniec stał się faktycznie definitywny, a to jest przecież niemożliwe. Musiałaby unicestwić wszystko, co napotka, a wówczas znalazłaby się w pustce, w której nie mogłaby już niczego ani nikogo dopaść. Przychodzi więc taki moment, kiedy Śmierć zaczyna być swoim przeciwieństwem. Staje się Wielką Rodzicielką. Zanim jednak do tego dojdzie, jeśli została rozpowszechniona, jeśli jej zasięg zwiększył się za sprawą intencjonalnego zła, wówczas, zgodnie z najstarszym, znanym (mam nadzieję) wszem wobec, prawem energii, wróci do tego, kto owo zło spowodował - bo już nie będzie miała gdzie się podziać. Straci pole manewru. Ponownie zatem nawiedzi swojego nadawcę i to ze zwielokrotnioną siłą nabytą w trakcie swojej wędrówki; wzmocnioną również dlatego, iż w finalnym akcie to, co ma ulec przemianie, osiąga swój szczyt. Podobnie z ciemnością - zawsze w końcu zaczyna wchłaniać samą siebie. I świecić.
Świt
Głęboko pod ziemią diabeł
Gryzie własny ogon
Wszystko zatacza koło, ulegając zarazem transformacji. Wszystko dąży do swojego przeciwieństwa, które je uzupełnia. Nawet, a zwłaszcza to, co wydaje się ostateczne. Bowiem właśnie to najbardziej pragnie ponownie stać się całością, a w inny sposób tego nie osiągnie.
- Więc kimże w końcu jesteś?
Mefistofeles:
- Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro.”
J. W. Goethe „Faust”
Śmierć nie jest końcem. Żeby nim była, musiałaby uśmiercić samą siebie, aby koniec stał się faktycznie definitywny, a to jest przecież niemożliwe. Musiałaby unicestwić wszystko, co napotka, a wówczas znalazłaby się w pustce, w której nie mogłaby już niczego ani nikogo dopaść. Przychodzi więc taki moment, kiedy Śmierć zaczyna być swoim przeciwieństwem. Staje się Wielką Rodzicielką. Zanim jednak do tego dojdzie, jeśli została rozpowszechniona, jeśli jej zasięg zwiększył się za sprawą intencjonalnego zła, wówczas, zgodnie z najstarszym, znanym (mam nadzieję) wszem wobec, prawem energii, wróci do tego, kto owo zło spowodował - bo już nie będzie miała gdzie się podziać. Straci pole manewru. Ponownie zatem nawiedzi swojego nadawcę i to ze zwielokrotnioną siłą nabytą w trakcie swojej wędrówki; wzmocnioną również dlatego, iż w finalnym akcie to, co ma ulec przemianie, osiąga swój szczyt. Podobnie z ciemnością - zawsze w końcu zaczyna wchłaniać samą siebie. I świecić.
Świt
Głęboko pod ziemią diabeł
Gryzie własny ogon
Wszystko zatacza koło, ulegając zarazem transformacji. Wszystko dąży do swojego przeciwieństwa, które je uzupełnia. Nawet, a zwłaszcza to, co wydaje się ostateczne. Bowiem właśnie to najbardziej pragnie ponownie stać się całością, a w inny sposób tego nie osiągnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz