środa, 25 marca 2020
Rzecz o przeznaczeniu, natchnieniu i o tym, co nienazwane.
Z zamyślenia
wyłania się
niewyraźnymi zarysami...
fragmentarycznie.
Jasny punkt znienacka
zapala się
w rozlanych bezkreśnie ciemnościach
i znienacka gaśnie,
lecz wiadomo, że wróci;
czasem po kilku chwilach
już w ramach gotowej,
nie wiedzieć skąd
nagle wziętej, całości...
Czasem po kilku dniach,
miesiącach,
latach,
lecz wróci na pewno,
żeby wpisać się w wiersz
jednym ruchem ręki;
zwykle -
nie jest to jednak regułą -
nanoszącej nań
jeszcze kilka gorączkowych
skreśleń i poprawek
tak naprawdę również
odgórnie wpisanych w te dziwne zmagania,
kiedy to, co dotąd nieuświadamiane
nagle domaga się zaistnienia.
Wybiera więc dla siebie
stosowne narzędzie,
które w podarowanych mu również znienacka
chwilach wytchnienia,
chętnie, lecz bez narzucania się,
częstokroć
dla podkreślenia własnej niezależności
i niewymuszonego luzu
mając przy tym założoną nogę na nogę,
rozprawia o wolnej woli
(w kontekście swojej twórczości, lecz nie tylko;
temat ten okazuje się bowiem dziwnie wciągający)
z równie wolnymi, jak ono samo, słuchaczami.
8.10.2010 r.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz