Tamtego dnia
Niezamierzenie
Wjechali w sam środek
Zrujnowanej wioski
Wchłoniętej przez las
W byłych izbach
Nadal rozbrzmiewały
Echa rozmów
Tych czułych i tych mniej
Dysput zakończonych
Wykrzyknikami i wielokropkami
Snuły się tam wciąż szmery
Polan dogasających
W szczątkowym piecach
W sypialnianych kątach
Mglistym powiewem
Unosiły się
Nie do końca zażegnane koszmary
Proroctwa wyjawione
Z samych trzewi
Sny niedośnione
I te z nagła przerwane
Krzykiem, którego źródła
Próżno potem szukać
Bo nikt się nie przyznaje
Z dawnych kuchni
Dobiegał zapach ciast
Słodkawy
Trochę już mdły
Patrzyła na niego
Przekraczającego
Minione niebyłe już progi
Bez cienia wzruszenia
Nieświadomego,
Że oto znaleźli się
W świątyni czasu
Gdzie wszystko jest i zarazem nie jest
Że to porażające
Choć ledwo muska
Patrzyła na niego
I już wiedziała
Bo było w tym patrzeniu wiedzenie
Organiczne
Samoistne
Niezawodne
Żałowała tylko,
Że nie przyjechali tam
Jej samochodem
Niezamierzenie
Wjechali w sam środek
Zrujnowanej wioski
Wchłoniętej przez las
W byłych izbach
Nadal rozbrzmiewały
Echa rozmów
Tych czułych i tych mniej
Dysput zakończonych
Wykrzyknikami i wielokropkami
Snuły się tam wciąż szmery
Polan dogasających
W szczątkowym piecach
W sypialnianych kątach
Mglistym powiewem
Unosiły się
Nie do końca zażegnane koszmary
Proroctwa wyjawione
Z samych trzewi
Sny niedośnione
I te z nagła przerwane
Krzykiem, którego źródła
Próżno potem szukać
Bo nikt się nie przyznaje
Z dawnych kuchni
Dobiegał zapach ciast
Słodkawy
Trochę już mdły
Patrzyła na niego
Przekraczającego
Minione niebyłe już progi
Bez cienia wzruszenia
Nieświadomego,
Że oto znaleźli się
W świątyni czasu
Gdzie wszystko jest i zarazem nie jest
Że to porażające
Choć ledwo muska
Patrzyła na niego
I już wiedziała
Bo było w tym patrzeniu wiedzenie
Organiczne
Samoistne
Niezawodne
Żałowała tylko,
Że nie przyjechali tam
Jej samochodem
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz